Dzwon w Czarnej Górze

O rundzie w Czarnej Górze mówi się, że nie wybacza błędów, a Tomasz Majewski przekonał się o tym na własnej skórze. Ponownie awansował do Top8, ale w walce o półfinał uderzył „Lucy” w betonowy blok i nie ukończył zmagań. Zdobył jednak kolejne punkty i cenne doświadczenie.

Pogoda w Czarnej Górze często się zmieniała. Piątek na suchym, w sobotę na przysychającym, a w niedzielę w ulewie. To jednak nie pogoda była największy wrogiem zawodników, ale specyfika trasy, na którą zdecydowali się wyjechać tylko najodważniejsi.

- Cała trasa to jedna wielka wspinaczka, już od inicjacji na zakręcie wyłożonym betonowymi blokami. W te uderzyłem przez weekend dwukrotnie i nie byłem jedyny. W walce o TOP4 mocno wpadłem „Lucy” w betonowy blok. I choć początkowo trochę byłem tym faktem przybity, to z czasem zaczęło do mnie docierać ile doświadczenia zebrałem na legendarnej rundzie „Touge Heroes”. Zaliczyłem wiele bardzo dobrych przejazdów, a przede wszystkim po raz kolejny przełamałem strach – komentował na mecie Tom Majewski.

„Lucy” czeka teraz gruntowna naprawa przed finałową rundą w Toruniu 10 października.

Przewiń do góry